poniedziałek, 12 grudnia 2016

Życiorysy

     Czasem po prostu czytam życiorysy. Biografie pisarzy, poetów, uczonych, polityków mi znanych i nieznanych, tych których twórczość i działalność kiedyś uświadczę namacalnie lub tych których śladów nigdy nie znajdę bo nie zdążę. Gdybym miał więcej czasu, pewnie poznałbym ich wszystkich do cna, ale ten się stale kurczy, więc trzeba dokonywać wyborów.
     Czytam owe życiorysy i szukam w nich lustra. Lustra dla mojej krótkiej, dotychczas, przeszłości, teraźniejszości i nadchodzącej przyszłości. Na temat różnych dróg którymi mogę pójść i którymi nie koniecznie mógłbym czy chcę pójść, ale po prostu pójdę, tak się stanie, niezależnie od moich decyzji, pragnień czy żądań. 
  Patrzę  na to co oni przekazywali lub przekazują światu – często oględnie, powierzchownie lub z obietnicą, że kiedyś przyjrzę się bliżej. Ale może tak jest czasem właśnie lepiej. Spojrzeć na kilkadziesiąt lat przeżytego życia z perspektywy, bez wdawania się w szczegóły. I porównać. Do tego co już było i do tego co może być. Porównywanie jest ważne, choć wielu krzyczy: „Nie osądzaj”. Trzeba osądzać i wyciągać wnioski. Nie wydawać wyroków – to zawsze krok za daleko, ale osądzać trzeba z czystego, zdrowego egoizmu, by nie powielać błędów czynionych przez wielu innych, którzy podążali tymi szlakami wcześniej. Pewnie i tak je popełnię, ale później z czystym sumieniem powiem: Próbowałem.
     Nie oczekuję od siebie samego, że będę miał teraz do przekazania wiele. Na to przyjdzie czas, o ile tak ma się stać. Ale mam już pewien kapitał dwóch dekad, który wniosę w przyszłość. Jest ubogi. Źle mi z tym, bo pragnąc dać coś z siebie światu tracę w dużym stopniu taką możliwość. Ubolewam nad tym. Ale równocześnie to przecież wspaniale: nie mam za sobą wojny, głodu, strachu, cierpienia, problemów z  tożsamością. To bardzo cenne braki, które rekompensują wiele. Ale dalej tkwi gdzieś ta zadra perwersyjnej potrzeby doświadczania cierpienia. Stąd czasem moje zwyrodniałe zamiłowanie do obserwacji sporów i waśni pod których skórą drzemią wielkie emocje. Z tego można czerpać i wyciągać naukę. W tym tkwi klucz – trzeba być obserwatorem.
     Jeden z nich o tym mówił. Kochać pisarza to kochać kamerę. I tak jest. Momenty największej słabości są najbardziej intrygujące. Inny też o tym wspomniał. Najbardziej fascynujący są przegrani. Rzeczywiście. Z triumfu nie możliwym jest nauczyć się więcej niż z porażki.
     Tak więc czytam życiorysy, biografie. Różne strony świata, różne czasy. Choć za każdym razem różna, za każdym razem przybierająca inną formę i postać, niemal zawsze brzmi w nich grana na różnych akordach i instrumentach, ale pieśń tej samej nauki. Więc będę czasem po prostu czytać życiorysy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz