sobota, 27 maja 2017

Kalambury

     Lał deszcz, bił o pochyłe szyby, szarość wpraszała się do hotelowego korytarza, a ja siedziałem tam w ich wspomnieniu i grałem w kalambury. Nie byłem niczym więcej jak mglistą, bo z szarości dnia, wizją pamięci, dość wyblakłą i wypłowiałą na tyle, że prawie zapomnianą. Widzę tą chwilę wyraziście.
     Dziewczynka niemo pokazuje czołg. Chwilę temu pokazywała karabin i granaty. Te wybory tak absurdalnie z nią nie licują. Skąd w tej małej, urokliwej główce te maszyny do zabijania? Może telewizor gra w domu za głośno. 
     Dla nich byłem mgnieniem oka bo są dziećmi, zaraz dorosną i zapomną – mały kamyczek na górze wspomnień, na który może natrafi się przypadkiem gdy jaźń mimo woli będzie po tejże górze wędrować – bo akurat spojrzą za okno, mózg zjedna aurę z jakimś dawnym, dziecięcym synapsem i stanę im przed oczami. Dziwnie jest być tylko takim momentem. To jakby podróżować w przeszłość. Niby żyć w tu i teraz, a jednak być przeszłością. Już się nią stałem, bo odjechali. Już nią jestem, bo żyją dalej gdzieś obok, ale wystarczająco daleko, żeby się na siebie nie natknąć. Już od teraz nią będę bowiem pewnie kilkoro zapomniało i nigdy nie przypomną sobie mojego imienia.
     Być tak przelotnym momentem, ale wystarczająco wyrazistym, aby nawet nie stawać się, ale tu i teraz stanowić jedynie wspomnienie. Mam podobne. Ludzi którzy byli na krótką chwilę i znikli. I teraz ja dołączyłem do tego grona zimnych, wyblakłych obrazków bez czucia. 
     Chłopiec pokazuje piłkarza. To dla niego gladiator i bohater. Będzie herosem dzieciństwa jego i tysięcy innych, jemu podobnych, chłopców na całym globie. Wszyscy ci sami, z tego samego szablonu, z tego samego wzorca. Może nikt nigdy nie pokazał mu, że może być inny, jeśli tego chce.
     Tak siedzimy w hotelowym korytarzu i ja wiem, że oni zapomną mnie szybko, a ja nie zapomnę ich nigdy. Gdyby ta chwila miała się zapętlić i stać się już wiecznym, niekończącym się momentem bez początku? Już zawsze deszczowym popołudniem, na hotelowym korytarzu grać w kalambury. Czasami się tego boję. Że system operacyjny kosmosu się zawiesi i w pełnej świadomości zostanę w jakimś momencie mojego życia na zawsze. Dlatego chyba chcę dbać o to, aby możliwie każdy jego moment był choćby w małym stopniu tego warty. 
     Choć wcale nie zależy mi na nich tak bardzo, po prostu będą gdzieś mieszkać w mojej pamięci. Percepcja dojrzałego mózgu zachowa ich obraz, percepcja dziecięcego – pod natłokiem tysięcy innych wspomnień, bodźców, momentów, emocji – zetrze mnie w ich głowach na mało wartościowy wiór zakopany pod kolejnymi warstwami gromadzących się coraz liczniej, z dnia na dzień, doświadczeń. 
     Chłopiec pokazuje coś zabawnego, z teatralną, dziecięcą emfazą. Chce się spodobać. Cieszy go, że inni się śmieją. Łaknie tego, akceptacji, zrozumienia, choć na pozór niewidocznie, to rozpaczliwie ich szuka w oczach innych dzieci. Może jest bardzo samotny, z rozbitej rodziny i pragnie złudzenia bliskości. 
     Tak więc działa pamięć. Jest taka jaka chcemy żeby była, choć tak bardzo poza wolą i elementarną kontrolą. Jedyną prawdą jest teraz – kołyszący się patyk do żaluzji, mucha pod sufitem, zimny, owocowy smak soku, papierowy kwiat na biurku. Nie ma ani przeszłości, bo już do niej doszło i nie istnieje, ani przyszłości bo jeszcze nie nadeszła. Tak się toczy życie w trzech wymiarach, iluzji, prawdy i nadziei. A może tylko iluzji.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz