czwartek, 14 września 2017

Wrzesień

            Uderzała falami czarnej bezgwiezdnej masy o szyby, smagała zewnętrzne ściany domu i wyła. Gdy ucichła wpuściłem ją do środka. Wpełzła przez uchylone okna ciągnąc za sobą chłód i wilgoć, które wspiąwszy się po ścianach wypełniły cały pokój. Rozsiadła się naprzeciw mnie w skórzanym fotelu.
            - Czemu nie śpisz? – spytała.
            - Bo przyszłaś.
            - To każ mi spieprzać.
            - Nie. Ja tak nie robię.
            - I tak bym nie posłuchała. Dałbyś papierosa.
            - Nie palę, wiesz przecież. Ty też nie.
            - I co?
            - Co, co?
            - Ile to już dni?
            - Tydzień.
            - No… Ładnie.
            - Po co pytasz skoro wiesz?
            - Długo tak pociągniesz jeszcze?
            - Wystarczająco.
            - Nie siądziesz? Albo nie rozwalisz się w końcu samochodem o jakieś drzewo?
            - Może. Nawet jeśli to co cię to obchodzi? Z resztą, przestań.
            - Po co prosisz? I tak cię nie posłucham. A obchodzi mnie sporo.
            - Jakoś nie wierzę.
            - Nie musisz wierzyć.
            Wstała i podeszła do szafki. Mokrymi paluchami podniosła chudy tomik i zaczęła go bezmyślnie kartkować.
            - „Ogród w Milanówku, przelot gawronów”… Smutne książki czytasz.
            - Zostaw to.
            - To pewnie przez to.
            - Nie.
            - To przez co?
            - Przez ciebie.
            Podniosła wzrok sponad książki.
            - A co ja ci zrobiłam?
            - Wystarczy, że przychodzisz.
            - Myślałam, że mnie lubisz.
            - Lubię.
            - To czemu…
            - Nie wiem.
            - Wiesz. Nie chcę żebyś zrobił sobie krzywdę.
            - Nie mam na to wpływu. A jak cię nie ma to mam spokój.
            Za oknem samolot z hukiem przesunął się po niebie.
            - Boisz się mnie?
            Milczałem.
            - Tak czy nie?
            - Boję się ciemności.
            - Kiedyś musisz przestać.
            - Samo przejdzie.
            - Albo się zabijesz.
            - Nie mam zamiaru.
            - Na to też nie masz wpływu.
            Odłożyła książkę.
            - Jest wrzesień.
            - No i?
            - Będzie tylko ciemniej.
            - Dam sobie radę.
          Czułem jej wzrok na sobie. Potem podeszła do parapetu i wsparła się o okienną ramę.
            - Wrócę jutro.
            Nie odpowiedziałem.
            - Ale wiesz, że to nie moja wina?
            - Wiem.
            Odeszła. Gdy przyszedł świt, zasnąłem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz